Prezentem od Rodziców z okazji obrony magistra była majówka we Wrocławiu. Strzałem w dziesiątkę był ten prezent, bo we Wrocławiu do tej pory byłam tylko na dworcu z pięćdziesiątką dzieci i ich bagażami, w oczekiwaniu na pociąg powrotny z kolonii w Kudowie Zdrój (swoją drogą dworzec wtedy był w remoncie i czekaliśmy od 22 do 23 z walizkami na maciupeńkim tymczasowym dworcu, pełnym podejrzanych typów, gdzie trzeba było mieć oczy dookoła głowy nie tylko na rozbiegane dzieciaki ale też ich bagaże... brrr, straszna to była godzina mojego życia ;) ). Wrocław zawsze chciałam zobaczyć, zachęcana jeszcze przez wszystkich możliwych znajomych posiadających już doświadczenie zwiedzania tego miasta, głoszących peany na jego cześć. Nie zawiodłam się i ja!
Piękna Starówka wrocławska, piękny Ostrów Tumski, kompleks wysp, promenada nad Odrą, cudowny Ogród Botaniczny... Zdjęcia z Wrocławia - miasta kontrastów - na końcu posta, teraz skupię się na lokalach, które we Wrocławiu odwiedziliśmy i które polecamy (lub, niestety niekoniecznie...)
Bar mleczny "Miś"
ul. Kuźnicza 48
W drodze z Rynku na Ostrów Tumski mijaliśmy bar mleczny "Miś" - pierwszego dnia, nieco jeszcze zagubieni i głodni, zdecydowanie nie gotowi na kulinarne podboje, postanowiliśmy stanąć w ciągnącej się do drzwi kolejce. Nie żałowaliśmy ani sekundy z oczekiwania na zamówienie i posiłek.
Zamówiłam pieczarkową z makaronem i łazanki, Mateusz - pomidorową z ryżem, fasolkę po bretońsku z ziemniakami, podwójną surówkę z marchewki i kawę zbożową.
Jedzenie było dobre, domowe, duże porcje. Najważniejsza jest tutaj cena: za oba obiady razem zapłaciliśmy 12zł 60gr. Tak, to nie jest błąd. Już nawet myśleliśmy, że nigdzie indziej nie będziemy się stołować ;) Jednak ciekawość wygrała i próbowaliśmy dzięki temu wielu nowych smaków - o tym poniżej. Bar polecamy całym sercem!
Patelnia
Kuźnicza 29A
Prawie dokładnie na przeciwko Misia wypatrzyłam bar - kiosk, koło którego z racji nazwy nie mogłam przejść obojętnie ;) postanowiliśmy zjeść w nim w dniu, gdy na rynku był bity gitarowy rekord Guinessa i w każdej knajpie albo nie było już miejsca albo... jedzenia! Naprawdę, były lokale gdzie czekać trzeba było godzinę na jedzenie a i tak menu było już mocno okrojone. Patelnia zajmuje, patrząc z matematycznego punktu widzenia, ćwiartkę koła o promieniu 2m i prostokąt o stosunku boków 2:1, gdzie krótszy bok ma długość promienia koła (i takim sposobem ułożyłam zadanie na przyszłoroczną maturę :P), gdzie w wyżej wymienionej ćwiartce przyjmowane są zamówienia i wydawane posiłki, w drugiej części znajduje się kuchnia i nawet 2 kucharzy naraz! Nie widać tego po menu, które jest naprawdę bogate:
Drugiego dnia czuliśmy się już pewniej, więc poszliśmy w eksperymenty - Mateusz zamówił szarpańca z serem i ogórkiem oraz sosem chimichurri - była to bułka z długo duszoną wołowiną w postaci mięciutkich włókien, z w/w dodatkami. Mówił, że pyszna...
Ja poszłam jeszcze bardziej w nieznane - zamówiłam naleśnik dosa z tempehem, awokado, rukolą, sałatą lodową i cebulą czerwoną, sosem chimichurri, z kokosowym chutneyem. Brzmi egzotycznie - dla mnie brzmiało jak bajka. I tak samo smakowało! Nie wyobrażałam sobie połączenia tempehu (którym, jak się później okazało, jest pieczeń z fermentowanych ziaren soi), sosu o dziwnej nazwie (sosu ze świeżych ziół) z chutneyem kokosowym - zastanawiałam się, jak ktoś na to wpadł? I jeszcze zawinął to w gruby ale delikatny naleśnik... Nie wiem ale musiał być genialny! Zdjęcie nie oddaje tego, jak pyszne było to danie:
Polecamy bardzo zamówienie jedzonka w tym barze - kto mieszka we Wrocławiu niech podąża tam prędko!
Bar Vega
ul. Rynek 27A
Nie mogliśmy nie odwiedzić najstarszej restauracji wegetariańskiej w Polsce! Lokal jest dwupiętrowy, przy czym piętro ma formę restauracji a parter baru, w tym wypadku BEZmlecznego, bo restauracja została przekształcona w wegańską. Co wcale nie przeszkadza jej klientom, których zakręcona kolejka wiła się przy barze... Spośród wielu przepysznie wyglądających dań Mateusz zamówił enchiladę (kolejne nowe słowo :D ) czyli naleśnik meksykański z farszem z czerwonej fasoli, kukurydzy, pomidorów i przypraw zapiekany w sosie pomidorowym, pół porcji surówki (wybranej spośród czterech dostępnych na barze) oraz kotlet ziemniaczany.
Ja zobaczyłam na talerzu u Pana który przed nami zamawiał swój obiad przyjemnie wyglądającą zapiekankę, zapytałam Sprzedawcę z czego jest i jak usłyszałam że z kaszy jaglanej i szpinaku to się dłużej nie zastanawiałam :) Do tego surówka i dziwnie wyglądający ale bardzo dobry lekko ostry sos paprykowo - pomidorowy:
Za dwa powyższe obiady zapłaciliśmy 33 złote. Jak za obiady bezmięsne to może i sporo - jednak w Gdańsku ceny są bardzo podobne a trzeba zwrócić uwagę, że bar znajduje się na rynku, tuż koło Ratusza.
Złe Mięso
ul. Ofiar Oświęcimskich 19
Spacerując po Starym Mieście zobaczyłam szyld-tablicę, zapraszającą do Złego...
Wiedziałam że już "gdzieś" czytałam o tym miejscu... Byliśmy już po obiedzie, więc wróciliśmy tam następnego dnia...
Z menu wypisanego na ścianie kredą, opatrzonego sympatycznymi komentarzami, wybraliśmy: ja - burgera z falafelem i hummusem (no te dwa słowa akurat wcześniej znałam :) ), Mateusza natomiast zaciekawił seitan - zapytał więc, co to jest - Pani musiała mu powtarzać dwa razy, bo za pierwszym razem nie był w stanie zwizualizować sobie pieczeni z białka mąki (czystego glutenu) i fasoli. Co jednak nie przeszkodziło mu w zamówieniu go w tortilli. Oto co przyniesiono nam do stolika:
Swojego burgera musiałam nieco rozparcelować, bo w żaden sposób nie mieścił mi się do ust - co oczywiście nie przeszkodziło mi w zjedzeniu go do ostatniego okruszka - był mega dobry - mięciutka bułka, chrupiący falafel, kremowy hummus i świeże warzywa. Ja nie przepadam za sosami barbecue które wszyscy ładują do burgerów ale to tylko moje odczucie a sos sam w sobie był dobry. Z kolei tortilla Mateusza była tak ogromna, że musiałam jeszcze pomóc mu ją dokończyć.
Wyszliśmy mega zadowoleni i najedzeni - bardzo polecamy!
Wyszliśmy mega zadowoleni i najedzeni - bardzo polecamy!
Sushi Rolka
ul. Kuźnicza 25
Lokal znajdujący się również na przeciwko baru Miś, dwa lokale od Patelni. Zachodziliśmy tam codziennie "po rolkę"... Nie jestem wielką fanką kuchni japońskiej ani obrońcą jej rytuałów, jednak gryzienie rolki sushi nieco mnie mierziło (tak jak to, że do wyboru były rolki z kurczakiem). Gdybym miała zamawiać rolki dla siebie to chyba poprosiłabym o ich pokrojenie ;) Co nie zmienia faktu, że rolki były bardzo dobre, wystrój lokalu przyjemnie ciekawy, oczy cieszyła piękna lada z drewnianych klocków a wisienką na rolce był przemiły Pan sprzedający.
Ceny kształtowały się w granicach 8-12 złotych, w zależności od zawartości. To moim zdaniem w miarę normalna cena.
Wielki plus za design lokalu, logo znajdujące się również na papierkach w które zawinięte były rolki i mega minimalistyczną stronę: http://sushirolka.pl . Warto spróbować, zarówno jeśli się sushi już próbowało, jak i nie.
Mniej udały nam się pozycje deserowo - wyskokowe...
Herbaciarnia K2
ul. Kiełbaśnicza 2
Cały dzień chodziłam z ochotą na kawę. Wybredna jestem, więc łaziliśmy po tym starym mieście, wchodziliśmy i wchodziliśmy z kolejnych lokali "bo mi się nie podobał wystrój"... ;) w koncu zauważyłam w pięknym patio kawiarnię. Weszliśmy po schodach na górę i zobaczyliśmy mega klimatyczne wnętrze:
Nawet hasło do wifi brzmiało "dobrakawka" - niestety dobra kawka była chyba tylko w tym haśle... Dawno nie piłam takiej lury - przykro mi wręcz to pisać, niestety jednak inne określenie nie przychodzi mi do głowy. Za to Mateusz dobrze trafił, zamówił grzane piwo z jabłkami i syropem klonowym i mówił że było bardzo dobre, choć część jabłek była już nieco starszej daty i więcej razy przegotowana niż pozostałe... Nieco pocieszające są ceny - kawa w bliskiej odległości od rynku za 6zł a 0,5l grzanego piwa z dodatkami 10,50zł. Do przeżycia. Nie polecamy jednak mimo to :(
Dla porównania dodam, że niepocieszoną (żeby nie napisać zrozpaczoną) Mąż zabrał mnie do Burgerkinga (miał gastrofazę na hamburgera...) i postanowił tam kupić mi kawę. W zestawie z hamburgerem i frytkami kosztowała 5,95zł, była 3 razy większa niż w K2, pyszna, gorąca, z ogromną ilością mlecznej pianki - to było to czego chciałam. Zdecydowanie polecam! :) (Burger King, ul. Rynek 31/32 - w centrum handlowym Feniks).
Klubokawiarnia PRL
Rynek Ratusz 10
W lokalu tym piliśmy tylko szybkie piwo (i to koncernowe, więc nie ma się czym chwalić), wybraliśmy go bo zachodzące słońce oświetlało jeszcze ogródek a na tym mi zależało - chciałam ugasić pragnienie i nie marznąć, jednak uwagę zwracała kelnerka, która nas obsługiwała - na piwo czekaliśmy 20 minut, po czym zostaliśmy od razu poproszeni o rozliczenie się i na resztę czekaliśmy kolejne 20 minut - dostaliśmy ją po upomnieniu się u innej kelnerki (zwyczajnie chcieliśmy już iść...). Wszystko mogę zrozumieć, że majówka, że dużo ludzi (chociaż w ogródku nawet połowa miejsc nie była zajęta, nie wiem jak w środku) - jednak czekanie na piwo 20 minut to chyba jednak lekka przesada...
Słodkie Mleko
Oławska 3
Jedna z lodziarni serwująca lody "naturalne". Cztery złote za gałkę, która warta była swojej ceny - moja mango, Mateusza rum. W sam raz na osłodzenie spaceru. Plus za lokalizację tuż u wejścia na Rynek.
Tyle udało nam się spróbować przez 4 dni. Zobaczyliśmy za to wiele więcej i ze zdjęciami z pięknego, pełnego kontrastowych architektonicznych połączeń Wrocławia Was zostawiam.
Z atrakcji wartych odwiedzenia polecamy:
- Ogród Botaniczny Uniwersytetu Wrocławskiego, ul. Sienkiewicza 23, bilety N15/U5
- Mostek Pokutnic w kościele Marii Magdaleny, ul. Szewska 10, bilety 5zł
- cały Ostrów Tumski aż do Mostu Grunwaldzkiego,
- promenadę nad Odrą
- przejazd kolejką linową (Polinką) nad Odrą, bilety N3/U1,50
- Pergolę (hala Stulecia jest obrzydliwie betonowa...)
Jak wam sie jeszcze zdarza kiedyś odwiedzić Wrocław to polecam wam herbaciarnię Czajownię. Bardzo klimatyczne miejsce niby blisko centrum a jakby na uboczu. Miejsce dosyć ukryte ale warte odszukania :)
OdpowiedzUsuńPrzyda się taki przewodnik ;-)
OdpowiedzUsuń