środa, 17 maja 2017

Smakuj Trójmiasto edycja Vege - relacja


Wszystkie dotychczasowe edycje Smakuj Trójmiasto kusiły mnie mniej lub bardziej (mniej ta mięsna, bardziej świąteczna czy azjatycka) jednak na wege - musiałam się wybrać! Zapakowałam więc koleżankę w samochód i wybrałyśmy się w piękne niedzielne przedpołudnie do Starego Maneżu w Gdańsku-Wrzeszczu...

Dzięki temu, że pogoda dopisała, między stoiskami dało się poruszać "bez korków", bo dużo osób po wybraniu i zakupieniu swojego dania udawała się na trawkę złapać trochę słońca. My, zanim zdecydowałyśmy się na coś (chociaż "wcale nie byłyśmy głodne") same zrobiłyśmy ze trzy okrążenia w poszukiwaniu ciekawego smaku... Po drodze udało mi się jeszcze w konkursie wygrać książkę Wegan Nerd - trochę mi wstyd, bo wygrałam ją za pytanie o tofu, którego jeszcze w życiu nie kupiłam ani kostki - chyba czas to nadrobić ;)
Smaki i zapachy kusiły na każdym kroku - do wyboru kuchnia azjatycka, indyjska, włoska, hummusy i falafele, cukiernicze specjały, lody, gofry, sushi, naleśniki, burgery... Ja jednak szukałam czegoś, co mnie zaskoczy - wszak naleśniki ze szpinakiem czy pasztety warzywne znam i lubię, jednak z takich imprez najbardziej lubię poznawanie nowych smaków. I tak wędrując zobaczyłam taką tabliczkę:


HERBACIANYM?! To musiało być moje! Danie pochodziło z food trucka Karma Guru - i nie zawiodło! Pikantne jak lubię, z ciekawym posmakiem a do tego całkiem słuszna porcja.


Z tego samego stoiska Dominika spałaszowała pierożek z nadzieniem szpinakowym:


Po słonym przyszła ochota na słodkie - stwierdziłyśmy zgodnie, że nie odpuścimy sernika z nerkowców z musem mango - był obłędny! Zawsze bałam się wszelkich tofurników i innych sernikoudających ciast ale to było naprawdę super! 


Pochodziło z kawiarni Retro z Gdańska - jednej z moich ulubionych! Retro miało dodatkowo masę innych słodkości w ofercie:


Niemałą konkurencją, przynajmniej wizualną (bo niczego nie próbowałam) była kawiarnia Fukafe:


Próbowałyśmy jeszcze lemoniady z lawendą i czarnym bzem oraz pietruszkowo-ogórkowej. 

Z moich spostrzeżeń - ceny do niskich nie należały, stąd organizator mógł darować sobie opłatę za wstęp w wysokości 10zł - jednak do samej organizacji nie mam zastrzeżeń - no może poza tym, że brakuje rąk i obsługującemu i kupującemu, gdy trzeba podać/przyjąć posiłek jednocześnie płacąc, chowając portfel do torebki i pstrykając zdjęcie na IG czując na plecach oddech sapiącej z niecierpliwości i głodu kolejki ;) taki jednak jest urok tego typu imprez, jeśli komuś to nie odpowiada niech wybierze się do restauracji. 
Czy wybiorę się na kolejną edycję? Pewnie nie, bo jestem właśnie jedną z tych osób, którym przeszkadza to, że trzeba jeść w biegu, że jedzenie jest podawane na papierowych tackach z którymi trzeba potem przeciskać się miedzy ludźmi, psami, dziećmi, wózkami... Tym niemniej doświadczenie uważam za ciekawe i przyjemne. I polecam!







Brak komentarzy:

Prześlij komentarz