Październikowe Bieszczady pachną deszczem, poranną mgłą i dymem z komina... Co wcale nie znaczy, że wędrówki uniemożliwiały nam ciągłe deszcze - zmoczyło nas na szlaku tylko raz, padało nocami. Było kolorowo, wietrznie i magicznie.
Smaki Bieszczad to dla nas, strudzonych całodniowymi wędrówkami, najpyszniejsze pod słońcem odgrzewane pierogi lub makaron z sosem ze słoika - po całym dniu spędzonym na szlakach z największą przyjemnością wrzucaliśmy do żołądków ogromne porcje ciepłych posiłków, w których najważniejsze było to, że nie potrzeba było dużo czasu na ich przygotowanie :)
Na szczęście udało nam się również odwiedzić kilka miejsc, gdzie w urokliwych (w każdym w inny sposób) wnętrzach podano nam jedzenie, które nie tylko zapełniło żołądek, ale dostarczyło bardzo pozytywnych wrażeń smakowych!
Chata Wędrowca - Wetlina 113
Skuszeni pozytywnymi recenzjami w Internecie, na blogach kulinarnych i od znajomych zawitaliśmy tam, głodni Bieszczadzkich Naleśników, po zdobyciu Małej i Wielkiej Rawki oraz Trójstyku na Krzemieńcu. Na słodkie naleśniki nie mieliśmy ochoty, stąd zamówiliśmy naleśnik z kurczakiem - jak się okazało mocno pikantnym, mi bardziej przypominało to orientalny smak (kurczak był żółty jak od curry), na naleśniku który faktycznie prędzej nazwać można racuchem - jest puszysty i gruby, smażony na głębokim tłuszczu, ale mało treściwy, bo "napompowany", poza tym miałam wrażenie że był słodkawy - jak do naleśników słodkich - co nie oznacza że niedobry, był smaczny, ale jeżeli zawitam tam kolejny raz zamówię go z jagodami.
Za 22zł dostaliśmy porcję, którą spokojnie najadłaby się jedna osoba, ale że podzieliliśmy ją na pół, trzeba było jeszcze coś domówić.
I tak na stole pojawiła się Baraninówka - zupa na baraninie, z ziemniakami, fasolką szparagową, papryką, cebulą, kminkiem i kwaśną śmietaną - zupa mocno "barania", lekko gulaszowa - można zaliczyć do "bieszczadzkich smaków". Pół porcji, bo obawialiśmy się, że nam nie posmakuje.
Na koniec jeszcze nienażarci zamówiliśmy talerz pierogów ruskich - mocno okraszone tłuszczem z cebulką - pierogi jak pierogi, dopchaliśmy się i szczęśliwi opuściliśmy to urokliwe miejsce o niebanalnym wystroju z duszą.
Siekierezada, Cisna 92
Kolejnego dnia, po "wycieczce po płaskim", która miała być spacerkiem w ramach odetchnięcia od pokonywania sporych zmian wysokości a w rezultacie miała prawie 30km, spotkaniu z Panami Leśnikami i deszczu w drodze powrotnej udaliśmy się już pod osłoną bieszczadzkiej nocy do Cisnej, do osławionej Siekierezady. Zgodnie stwierdziliśmy, że jej sława jest całkiem zasłużona! Niepowtarzalny klimat, mundury z czaszkami i porożami leśnych zwierząt wystającymi z kołnierza, płaskorzeźby diabłów i biesów, świeczniki z siekier wbitych w stoły - to niewiarygodne, że w takim wnętrzu czuliśmy się bezpiecznie, ciepło i wcale nie chcieliśmy go opuszczać.
Na początek zupy - z soczewicy i żurek, z tego co pamiętam po 8zł. Obie treściwe, soczewicowa z wyraźnym akcentem oregano, żurek z jajem i ziemniakami. Szybko podane, spore porcje.
Potem mój ukochany hit - placki po bieszczadzku, czyli 4 placki ziemniaczane z dużą ilością naprawdę mięsnego pikantnego gulaszu i domowymi surówkami - już nigdy nic innego tam nie zamówię! Za 20zł tak się najeść!
Gulasz był również zamówiony z kaszą gryczaną i ogórkiem kiszonym (20zł), porcja była ogromna. I pyszna!
Pozostali zamówili pierogi - ruskie (11zł) oraz ze szpinakiem i bundzem (13zł) - tutejsze pierogi smażone są w głębokim tłuszczu, ale wcale nie tłuste nad miarę - są po prostu inne. Jeden i drugi farsz bardzo smaczny, wyraźnie wyczuwalny smak sera - dla koneserów oscypków. Podane z sosem czosnkowym domowym. Porcje również duże. Serdecznie polecamy!!!
Schronisko "Chatka Puchatka" na Połoninie Wetlińskiej
To schronisko bez dostępu do prądu (nie licząc tego z ogniw słonecznych) i wody (nie licząc deszczówki). Jednak herbatka z cytryną podana w koszyczku (za 5zł) smakuje w wietrzny dzień najlepiej na świecie. Przenocować można tam za 25zł, my zatrzymaliśmy się tylko na przekąskę. Dla strudzonego wędrowca nie ma nic lepszego!
Na koniec muszę nieco pooczerniać miejsca, którym niestety to i tak nie zaszkodzi - ja już tam jednak nigdy nie dam się "nabrać"...
Jadąc w Bieszczady przesiadaliśmy się z busa na auto w Krakowie. Chcieliśmy zjeść porządne śniadanie przed czekającą nas pięciogodzinną podróżą, ale nie mieliśmy czasu szukać przytulnego bistro podającego śniadania więc udaliśmy się do strefy gastro w Galerii Krakowskiej. Już prawie stałam w kolejce do McDonald's po któryś z ich "specjałów" śniadaniowych, jednak moja niechęć do tej sieci wygrała, za to skusiły mnie puszyste, napakowane dodatkami kanapki w Subway. Wybrałam 15cm kanapkę z ciemnego pieczywa z szynką i omletem (4,90), do tego kawę z mlekiem (5,20). To, co otrzymałam, było tak wielkim rozczarowaniem że miałam łzy w oczach... Żałuję tylko, że nie zrobiłam zdjęcia - watowana buła, która przy przekrawaniu przez Panią zgniotła się do grubości centymetra, kawałeczek omletu wielkości połowy dłoni i grubości pół centymetra i plaster szynki. Po złożeniu i zawinięciu w papier kanapka była mniejsza niż Longer który Mąż zamówił sobie w KFC. "Wypieczenie" wspomniane w reklamie polegało na wrzuceniu kanapki na 10 sekund (a może mniej) do pieca - ser zdążył się lekko stopić, ale reszta dalej była zimna. A kawy dostałam pół kubka. Żałuję tylko, że nie potrafię się wykłócać, bo byłam naprawdę bliska zrobienia awantury. Poniżej zdjęcie ze strony Subway - nie skusilibyście się?
Kolejnym rozczarowaniem tego wyjazdu, znów w Galerii Krakowskiej i znów sieciówka - tym razem był to Sphinx. W zeszłym roku wracając z Bieszczad poszliśmy tam na obiad, bo nie znaliśmy Krakowa a tam przynajmniej wiadomo co się dostanie. Nie było źle. Tym razem był dużo gorzej... Zamówiona ostra Shoarma nie była jak dla mnie ostra (w takim razie ta łagodna chyba wcale nie ma smaku), mięso było tłuste a w dodatku chyba gorszej jakości niż w kebabie, cała porcja była ledwo ciepła (jakby stała od 10 minut i czekała na podanie), surówki smakowały jak gotowe z pudełka. Podanie było estetyczne, ale całe danie jak za taką cenę (28zł) małe i niesmaczne. Mąż zamówił koftę (28zł), które to mięso jak sam określił, było wiórowate. To był nasz ostatni raz w tej sieci.
Na szczęście te wpadki nie zepsuły nam w najmniejszym stopniu wyjazdu. Polecamy wszystkim Bieszczady, bo mają w sobie magię, która przyciąga. Ostrzegamy - tam się wraca!
Dziękuję z tego miejsca Mężowi za opiekę, wsparcie, noszenie plecaka i dzielne prowadzenie auta w obie strony na trasie Kraków - Kalnica oraz Kasi i Ewie - naszym drogim pasażerkom, towarzyszkom podróży i wędrówki - za pamiętanie o robieniu zdjęć w restauracjach i bezproblemowość, zarówno w wyborze tras, jak i słuchaniu naszych niekończących się wywodów na tematy wszelakie. Do zobaczenia na kolejnym szlaku Dziewczyny!
W Wetlinie poleca m Hnatowe Berdo. Zdecydowanie lepsze jedzenie niż w Chacie Wędrowca
OdpowiedzUsuńKojarzę, tuż przy drodze. Następnym razem na pewno tam zawitamy. Dziękuję!
Usuń